Galka.MountLab.net
Poligon doświadczalny Damiana Gałki.

Strona główna

Najnowsze newsy

Możliwość komentowania została zablokowana.

23 sierpnia 2007
Wrocilem z urlopu. Powrót do obowiazkow po milej przerwie zawsze jest ciezki. Dlatego tez dopiero w polowie tygodnia udalo mi się zebrac wszystko w calosc i napisac tutaj wiadomosc.

Zgodnie z planem, w sobote, 11 sięrpnia, choc troszeczke pozniej niz planowalismy, wyjechałem z Przemkiem (Grinchem) i jego bratem Jurkiem do Rzeszowa. Celem podrozy było szkolenie psow ratowniczych STORAT i pozorowana akcja nocna. Przemek jechal juz drugi raz, natomiast dla Jurka był to pierwszy wypad. Mam nadzieje, ze nie ostatni. Umowilismy się, ze oni jadac z ?odzi odbiora mnie w Belchatowie i dalej pojedziemy razem samochodem Przemka. Przemek co prawda był troche zmeczony, bo w nocy wrocil właśnie z Kotliny Klodzkiej, ale trase pokonalismy bez problemow.

Po drodze stwierdzilismy, ze mamy jeszcze troche czasu i mozemy pozwolic sobie na odwiedzenie Zamku Krzyztopor w miejscowosci Ujazd. Ufortyfikowany palac zostal wzniesiony w latach 1624 – 1644. Nazwe zawdziecza plaskorzezbom umieszczonym na bramie: krzyza i topora, ktore sa wyrazem przekonan religijnych i herbem fundatora Krzysztofa Ossolinskiego. Ciekawostka jest fakt, iz budowla symbolizuje kalendarz. Cztery baszty symbolizuja kwartaly roku, 12 sal jest odpowiednikiem miesięcy, 52 pokoje tygodni w roku oraz 365 okien symbolizujące dni. Istnieje tez pewna legenda, ktora glosi, ze osoby biorace udzial w pracach remontowych, czy probujące odbudowac budowle umieraja w niewyjasnionych okolicznosciach. Czesc zdjec mozecie obejrzec w galerii Przemka.

Po przerwie i zwiedzaniu zamku udalismy się w dalsza podroz. Przemek zakupil niedawno CB Radio, ktore niesamowicie ulatwia podrozowanie. Dzieki niemu uslyszelismy tez o autostopowiczu, ktory probuje dostac się do Rzeszowa. Postanowilismy pomoc i zaoferowalismy miejsce w samochodzie. Autostopowiczem okazal się Kamil, ktory pochodzi z Lublina, studiuje w Warszawie, a tym razem wybieral się w Bieszczady. W planach mial jak najblizszy kontakt z natura, noclegi pod golym niebem, itp. W trakcie rozmowy zaproponowalismy mu udzial w szkoleniu zespolow STORAT, co przyjal z zadowoleniem. Nawet pozostal troche dluzej w niedziele niz my.

Szkolenie juz dość tradycyjnie: w sobote zajecia z posluszenstwa na stadionie, potem pozorowana akcja nocna w okolicach Rzeszowa. Gdy wjechalismy do miasta strasznie padalo, na szczescie potem się wypogodzilo. Troche z naszej winy i niezdecydowania nie wybralismy się na stadion popijajac w tym czasię kawe. W szkoleniu nocnym bralismy juz czynny udzial. Ostatnio poprosilem, aby tym razem tak zorganizowac szkolenie, bym w ktorejs turze poszedl z zespolem poszukiwawczym jako obserwator nawigatora. Nie robilem tego juz bardzo dawno i zazwyczaj jedynie nawigowalem zespol bedac odpowiedzialnym za przeszukanie terenu do tego wyznaczonego. Obawialem się, ze moze wpadne w jakas "slepa uliczke" ponieważ nie widze jak pracuja inni nawigatorzy. Mialem nadzieje, ze uda mi się zaczerpnac cos nowego, lub przypomniec o czyms, o czym ja zapomnialem. Tak tez się stalo. Poszedlem jako obserwator, ale na jednym z przejsc nabawilem się kontuzji. Czasami, chyba przy nadmiernym wysilku, odzywaja mi się stawy kolanowe. Nie wiem czym jest to spowodowane, bo bardzo czesto chodze z wiekszym obciazeniem w ciezszym terenie i wszystko jest ok. Natomiast czasami na plaskiej lace ktorys ze stawow odmawia wspolpracy. Moze faktycznie przejde się z tym do lekarza. Bylem troche zdenerwowany, bo zaczalem się obawiac o swoj długo wyczekiwany urlop i pobyt w Bieszczadach. Przemek z Jurkiem w niedziele rano postanowili dość wczesnie wyjechac, aby zdazyc na kolejne polaczenia i pozamykac zalegle sprawy. Ja natomiast udalem się autobusem do Sanoka. Mialem nadzieje spotkac się z reszta znajomych gdzies po drodze, ale okazalo się, ze gdy ja opuszczalem Rzeszow, oni byłi juz na miejscu w Bieszczadach w ?ubraczym. Z Sanoka dojechalem kolejnym autobusem do Cisnej, potem "stopem" na Majdan i pieszo pokustykalem do ?ubraczego. Zatrzymalismy się w gospodarstwie turystycznym Cicha Woda. Tutaj spotkalem się ze swoimi znajomymi i poznalem pozostalych uczestnikow tego wypadu. W sumie było nas osmioro: Berenika, dwie Justyny, Karolina, Kuba, ?ukasz, Mateusz i ja.

W poniedzialek, 13 sięrpnia, zdecydowalismy się wyjsc na lagodny szlak w gory. Miala to byc rozgrzewka przed nastepnymi dniami, ja natomiast mialem przekonac się, czy dam rade wedrowac z lekko bolacym kolanem. Wybralismy się autobusem do Wetliny, skad zoltym szlakiem weszlismy na Polonine Wetlinska. Po drodze podzielilismy się jednak na dwie grupy, a ja pozostałem w tej "wolniejszej". To spowodowalo tez, ze jedynie 5 osob poszukiwalo skrzynki geocache Na zoltym szlaku. Mielismy kilka punktow zbornych, gdzie nasze dwie grupy laczyly się ponownie. Pierwszym z nich była Przelecz Orlowicza. Tutaj zauwazalo się juz dość duze zageszczenie turystow. Pogoda nam dopisala, była wrecz idealna na gorskie wedrowki. Nie padalo, ale nie było tez strasznie goraco. Moze delikatna wilgoc w powietrzu i mgielka nie były idealne do robienia zdjec, ale na wedrowke pasowaly. Zastanawialem się wielokrotnie jak ukladac trasy wycieczek, aby zahaczyc o skrzynki geocache, czy PETy – podobna zabawe zaproponowana przez Leszka, GPSManiaka. Niestety zebralismy kilka PETow na Poloninie, ale nie były to elementy tej zabawy. Kolejnym miejscem spotkania była Chatka Puchatka, gdzie zafundowalismy sobie dluzszy postoj i posilek. Tutaj tez zaczal padac deszcz. W trakcie schodzenia w dol szlakiem zoltym do Przeleczy Wyzniej pogoda się poprawila. Potem juz tylko powrot do Cisnej, obiadek i zaczepianie drewnianego Trola, piwka w Siekierezadzie i imprezka integracyjna w ?ubraczym na kwaterce.

We wtorek zmartwil nas padajacy deszcz, wiec zamiast wypadu w gory zastosowalismy plan awaryjny. Plan zakladal wyjazd na wycieczke do Sanoka, zwiedzanie Parku Etnograficznego, Zamku i spotkanie z kolega Karoliny i Justyny – ?ukaszem. Po raz kolejny okazalo się, ze przewodnicy w sanockim skansenie sa bardzo aroganccy, niezbyt przygotowani do oprowadzania. Wiedze moze i maja, ale z jej przekazem maja problemy. Znowu (bo byłem tu rok wczesniej) odnioslem wrazenie, ze polowa z nich to studenci historii, ktorzy staraja się dorobic przez wakacje. Lekko denerwujące sa wstawki w stylu, "ten tego", "to napedza tamto tym". Przeciez to wszystko ma swoje nazwy! Po skansenie i obiadku udalismy się na zamek. Tutaj juz nie wszyscy mieli ochote wchodzic do srodka, wiec wyslalismy zwiad z aparatem. Tlumy turystow w polaczeniu z tematem wystawy "Twarze rzeszowskiej bezpieki" lekko przytlaczaly, ale nie dalismy popsuc sobie dobrego humoru trzymającego nas od wczesniejszej imprezy integracyjnej. Nastepnym punktem wycieczki był Rynek oraz poszukiwania ciekawego lokalu, w ktorym moglibysmy spotkac się z ?ukaszem. Padlo na pub "U Szwejka". Dość długo czekalismy na jakiekolwiek polaczenie z Sanoka do Cisnej, lub okolic. Ostatecznie udalo się wrocic.

W srode, 15 sięrpnia, swieto, o ktorym pamietalismy, ale jakos nie moglismy skojarzyc pewnych faktow. Na przyklad takiego, ze gro autobusow nie bedzie dzisiaj jezdzic. Dzien zaczelismy od gofrow i piwka w Trolu w Cisnej. Piwko bardzo szybko wypocilismy podchodzac czerwonym szlakiem na Male Jaslo. Tutaj tez w lesię znalezlismy dziuple, a w niej skrzynke geocache zalozona przez filipsa. Okolica super, wspanialy las, paprocie, podejścia, polanki i... kleszcze. Pomiedzy szczytami Worwosoka i Male jaslo na jednym z pagorkow znalazla się ekipa paralotniarzy. Troche zazdroscilismy im mozliwosci wzbicia się w powietrze ponad szczytami i dolinkami nas otaczajacymi. Z tego tez pagorka puscilismy się na przelaj grzbietem w dol, przez polanke i las w kierunku Lisznej. Po drodze mielismy odnalezc kolejna skrzynke geocache, ale bardzo szczegolna, skarb specjalnie mi dedykowany – Magnoom. Tutaj tez ktos stwierdzil, ze jestesmy ekipa skladajaca się z jednego wariata (zgadnijcie o kogo chodzi) i siędmiu naiwnych. Do skarbu doszlismy dość szybko i sprawnie. Zejscie dalej było juz bardziej, hmm.... bieszczadzkie. Niby droga, ktora sciagano kiedys drzewo, ale juz powaznie zarosnieta. Mlode drzewka zarastające cala okolice, jezyny naszego wzrostu, pokrzywy, koleiny pelne wody, fragmenty bagienek po bokach, slady jeleni i innej zwierzyny. Ogolnie to co tygryski lubia najbardziej. Na zakonczenie chcac uniknac przedzierania się przez wieksze bagienko postanowilismy przeprawic się przez potok. Musze przyznac, ze martwily mnie troche wymuszone usmiechy na twarzach osob podazajacych za mna, gdy odwracalem się, aby sprawdzic, czy trzymamy się razem. Gdy dotarlismy jednak do asfaltu okazalo się, ze było to calkiem ciekawe doswiadczenie. Lekko zmeczeni, podrapani i obolali udalismy się nawodnic organizmy napojami chmielowymi w lokalu gdzies pomiedzy Liszna a Majdanem. Tutaj tez spotkalismy czesc ekipy paralotniarzy, ktorzy rowniez konczyli zabawe i loty przy bursztynowych napojach. Po nabraniu sil udalismy się do Cisnej, ale nie droga jak zawsze, tylko torami kolejki waskotorowej. Chcielismy unikac tlumow, samochodow i szlakow tak długo jak to mozliwe. Podczas wedrowki torami powstał Film drogi, ktory chetnie zaprezentuje tutaj.



Wieczorem, w naszym gospodarstwie urządzilismy sobie ognisko, na ktorym pojawiłi się tez kolejni znajomi: Jacek, Krzysięk i Iza.

16 sięrpnia, czwartek. Wspaniala pogoda, nawet troche za bardzo prazy slonce. Cala 12 osobowa ekipa wybralismy się nad Soline. Pojechal z nami rowniez Wladek, 14-sto letni syn wlascicielki naszego gospodarstwa. No coz, niewielu z nas pomyśląla o zabraniu strojow kapielowych, ale nie stanowilo to jakiegos wiekszego problemu. Po kapieli i suszeniu na plazy udalismy się na obiadek, ktory poza pustka w portfelach nie zostawil po sobie sladu. Popoludniem wrocilismy do ?ubraczego, gdzie pojawiły się kolejne atrakcje, jak np. dojenie kozy. Dla niektorych było to niesamowite przezycie. Wieczorem rozpalilismy sobie ogien w kominku. Co prawda mialy byc skory zwierzat, cisza przerywana tylko trzaskajacym drewnem, itp. ale urządzilismy pokaz zdjec i filmow zrealizowanych do tej pory.

Piatek spedzilismy ponownie w gorach. Ponieważ czesc naszej 11 osobowej ekipy była po raz pierwszy w Bieszczadach nie moglismy pominac sztandarowego wejścia na najwyzszy szczyt Bieszczadow – Tarnice. Podejscie zaczelismy w Ustrzykach Gornych szlakiem czerwonym, przez Szeroki Wierch. Zarowno na Szerokim Wierchu, jak i na Tarnicy zrobilismy sobie przerwy na „popas” podziwiajac jednoczesnie panoramy. Podczas schodzenia z Tarnicy odnalezlismy umieszczony w poblizu szczytu skarb geocache. Schodzilismy dalej szlakiem niebieskim do Wolosatego. Gdy wrocilismy do ?ubraczego naszla nas ponownie ochota na ognisko i kielbaski. Tym razem dosiadla się do nas para z Nowego Sącza. Mialem o czym rozmawiac, wspomnienia odzyly...

Sobotni poranek, 18 sięrpnia, poswiecilismy na odsypianie dość intensywnie spedzonych ostatnich nocy. Tym razem to my (faceci) przygotowalismy sniadanie. Po kilku godzinach spedzonych dość leniwie udalismy się spacerkiem do Cisnej i Dolzycy, gdzie wieczorem odbywal się glowny koncert Festiwalu Sztuk Roznych - "Bieszczadzkie Anioly". Oczywiscie droge wybralismy troszke na okolo idac tzw. "droga pijakow" i zahaczajac o kolejna skrzynke geocache. Czerwony szlak schodzacy do Cisnej i blotko na nim dalo nam się ponownie pobawic. Droge do Dolzycy pokonywalismy juz w tlumie osob. Przyznam szczerze, ze do tej pory nie potrafilem sobie wyobrazic kilkunastu tysięcy ludzi w miejscowosci jak Cisna. Podobno na sam koncert weszlo ponad 12500 ludzi. Wiemy tez, ze bardzo spora grupa ludzi okupowala okoliczne bary i nie miala zamiaru wchodzic na teren osrodka "Cien PRL-u" na koncerty, gdzie za wstep placilismy 20zl. Wiec zazwyczaj spokojna Cisne okupowala na prawde bardzo duza plama ludzikow. Poza niektorymi dziwnymi zachowaniami ludzi sam koncert był bardzo ciekawy. Wysluchalismy wielu znanych wykonawcow, jak: Antonina Krzyszton, Jacek Kleyff, Wolna Grupa Bukowina, Stare Dobre Malzenstwo. Pod koniec wystepu SDMu stwierdzilismy, ze powinnismy zaczac się wycofywac spod sceny, aby miec szanse na wyjscie poza teren "Cienia PRL-u". Udalismy się do Siekierezady na grzane winko, ktore juz wtedy nie było grzane. Posiędzielismy tez chwilke w Niedzwiadku. Skonczylo się na kilku browarkach i nocnej wedrowce do ?ubraczego.

Niedziela to juz wielkie pakowanie, sprzatanie i wyjazd do domow. Okolo 10 rano wyjechalismy busikiem do Zagorza wsiadajac nastepnie w pociag do Rzeszowa. Tutaj pozegnalismy się z Justyna i Mateuszem i udalismy się juz innymi pociagami w rozne czesci Polski. Do Piotrkowa Trybunalskiego dotarlismy okolo polnocy.

Czas na podsumowanie.
Pomimo kontuzji podczas pozorowanej akcji nocnej jestem zadowolony z treningu. W czwartek dowiedzialem się rowniez o wyjezdzie dwoch zespolow poszukiwawczych STORAT na akcje i sukcesię jakim było odnalezienie zaginionego 13-latka. Wiecej na ten temat mozecie dowiedziec się na stronie Stowarzyszenia. Trzy dni pozniej miala miejsce rowniez kolejna akcja poszukiwawcza.
Dlugo oczekiwany urlop i wyjazd w Bieszczady tez był bardzo udany. Jestem rowniez zadowolony z kamizelki taktycznej, ktora sprawdzila się rowniez na jednodniowych wypadach w gory, a nie tylko na akcjach STORATu.
Od kilku lat nie mialem okazji pochodzic wieksza grupa po gorach i uprawiac prawdziwa turystyke, zawsze tylko praca lub jakies samotne eskapady. Poza tym poznalem wiele ciekawych osob. Zazwyczaj moje wyjscie na szlak, wedrowka i refleksje na szczytach podczas podziwiania panoramy przyczynialy się do czegos, co mozna nazwac katharsis. Nie jestem pewien czy tym razem udalo mi się osiagnac takie "oczyszczenie". Mam wrazenie, ze czesc problemow jedynie odroczylem w czasię i nadal nie znalazlem ich rozwiązania. Mimo wszystko dalo się w moim zachowaniu zauwazyc pewne odreagowanie i uwolnienie stlumionych emocji, co zdecydowanie pomoglo. Nie zostałem "na wypale" jako kolejny Bieszczadzki Aniol.
Na zakonczenie optymistyczny cytat bedacy rowniez mottem Festiwalu Sztuk Roznych:

I znowu widze dookola siębie ludzka obecnosc.

Wojciech Belon

Komentarze:

Kto przeczyta

(Ma / 27-08-2007 godz. 15:47:52)





Kod zabezpieczający przed automatami.