Galka.MountLab.net
Poligon doświadczalny Damiana Gałki.

Strona główna

30 grudnia 2007
W Święta Bozego Narodzenia zdarzaja się rzeczy cudowne. Opowiem Wam o tym, co mnie spotkalo tego roku. Po dość ciezkim tygodniu przedswiatecznym, o ktorym wspominałem wczesniej w wiadomosci z 9 i 14 grudnia 2007, nadszedl czas szczegolny. Dla mnie osobiscie ostatni tydzien pracy był juz bardzo spokojny i niewielki mialem wplyw na to co się w firmie dzialo. W związku z tym moglem poswiecic wiecej czasu na spotkania ze znajomymi, rodzina i przygotowania do Swiat, ktore bardzo milo bede wspominal.

Stalo się juz tradycja, ze po kolacji wigilijnej i radośći z narodzin Zbawiciela obdarowujemy się, hmmm... wroc! ... zostajemy obdarowani przez Sw. Mikolaja, prezentami. Zazwyczaj sa to drobnostki jakie sprawiaja nam przyjemnosc i poprawiaja humor na wiele zimowych wieczorow. Tak tez było i tego roku. Zdarzylo się jednak cos czego się nie spodziewalem i nie pojawialo się nawet w najskrytszych marzeniach.

Otrzymalem przesylke pocztowa. Male pudeleczko, skrzetnie zapakowane. Po rozpakowaniu okazalo się, iz wewnatrz znajduje się odbiornik GPS. Model identyczny jak ten, ktory zgubilem w Bieszczadach, wiec Garmin GPSMap 60CS. Nie jest to jednak odbiornik, ktory zgubilem. Jest natomiast wspanialym prezentem jaki otrzymalem od znajomego z forum Garniak.pl. Poczatkowo nie chciałem przyjac go jako prezent, proponujac jego kupno, lecz po kilku rozmowach i wymienionych argumentach uleglem.

Dziekuje jeszcze raz za tak wspaniala niespodzianke!

W związku z tym, ze wrocilem do "obiegu" wsrod maniakow GPS, przerwe pomiedzy Świętami Bozego Narodzenia a Sylwestrem poswiecilem na nadrobienie zaleglosci na mojej stronie w dziale poswieconym temu odbiornikowi. Tresc jaka powinna pojawic się na odpowiednich podstronach zaczalem pisac ponad rok temu, ale wielu z nich nie ukonczylem. Teraz udalo mi się chociaz troche je rozbudowac i uzupelnic. Nadal uwazam, ze wielu tematow nie wyczerpalem, ale moze nie beda juz straszyc pustkami. Mam nadzieje, ze informacje te udalo mi się przedstawic wystarczajaco przejrzyscie i zrozumiale.

Zapraszam do zapoznania się z odbiornikiem GPSMap 60CS i wyrazania opinii na temat prezentowanych informacji w komentarzach do tej wiadomosci.

Dziekuje rowniez Krzysztofowi (na Garniaku znany jako soko) za nadeslane uwagi i propozycje.

Komentarze: (3)

24 grudnia 2007
Tradycyjnie jak co roku
sypia się zyczenia wokol,
wiekszosc zyczy swiat obfitych
i prezentow znakomitych,
a ja zycze, moi mili,
byscie swieta te spedzili
tak jak kazdy sobie marzy.
Moze cicho bez halasu
idac na spacer gdzies do lasu,
moze w gronie swoich bliskich
jedzac karpia z jednej miski,
moze gdzies tam w cieplym kraju
czujac się jak Adam w raju,
moze lepiac gdzies balwana,
jesli sniegu nam napada.

Komentarze: (0)

18 grudnia 2007
Weekend zlecial strasznie szybko. W piątek zostałem zaproszony przez kolezanke, dawna sasiadke, na piwko z jej znajomymi. Poza Ewelina, ktora mialem okazje juz wczesniej poznac, Magda zaprosila znajomych z pracy, wiec ekipe redakcyjna Dolsatu. Podczas pogawedek w Lamusię spotkalem tez dwoch znajomych ze studiow: Bartka i Michala. Bartek od jakiegos czasu mieszka i pracuje z zona w Warszawie i z nim widzialem się kilka miesięcy temu. Natomiast Michala nie widzialem praktycznie od czasu wyjazdu z Nowego Sącza, wiec teraz juz trzy lata. Mam nadzieje, ze kolezanki przy stole nie maja nam za zle odbiegania co jakis czas tematem dyskusji na "nasze" sprawy.

W sobote, zgodnie z zapowiedzia, przylecial do kraju Robert. Spotkalismy się juz popoludniu i po przedyskutowaniu najwazniejszych spraw z naszego zycia i nadrobieniu fragmentu z tych zaleglosci udalismy się na spotkanie. Sadzac, ze uda nam się spotkac z Bartkiem i Miachalem. Niestety oni na spotkanie nie dotarli, a my z powodu duzej liczby klientow w Goscincu udalismy się do lokalu o swojskiej nazwie "Sami Swoi". Ciagle dyskutowalismy i probowalismy skontaktowac się z Bartkiem. Po jednym z piwek stwierdzilismy, ze czas cos przekasic i udalismy się na pizze do Fenixa. Na miejscu spotkalismy kolejnych znajomych, z ktorymi spedzilismy reszte wieczoru. Troche pozniej dotarl tez Rafal, ktory przyjechal na weekend z Czestochowy.

Niedziele spedzilem na pakowaniu prezentow i strach się przyznac delikatnych porzadkach. Dopiero poznym wieczorem skontaktowalem się z Robertem i Witkiem i zorganizowalismy kolejne spotkanie. Witek na swoim blogu opisuje je dokladniej.

Poniedzialek i wtorek to bardzo pracowite dni. Duzo nerwow, stresu i pospiechu. Dodatkowo wyniklo kilka drobnych problemow, ale stopniowo udaje się je rozwiązac. Dzisiaj o dziwo wszyscy mieli nadzieje, ze jeden z TIRow bedzie mial opoznienie. Okazalo się, ze dotychczasowe, juz standardowe, opoznienia spowodowaly to, iz wszystkie nasze magazyny zapchane sa towarem po dachy. Gdyby ten ostatni TIR dojechal dzisiaj musięlibysmy go rozladowac, a na to nie było miejsca. Teraz, gdy juz wiadomo, ze nie przyjechal zgodnie z umowa nie bedzie mial pretensji, ze postoi ponad dwa tygodnie na parkingu ;)

Mam nadzieje, ze ta goraczka przedswiateczna juz bedzie się konczyc, a zaczna się prawdziwe, rodzinne Święta Bozego Narodzenia.

Komentarze: (4)

14 grudnia 2007
W poniedzialek pracowalem w Bieszczadach. Tego popoludnia ze swoim odbiornikiem GPS obszedlem tez nowo wyznaczone i ogrodzone pastwisko dla koni. Po skonczeniu pomiarow wlozylem odbiornik do bocznej kieszeni kurtki i udalem się na plac budowy domkow. To był ostatni moment, w ktorym widzialem odbiornik. Zazwyczaj urządzenie ladowalo na swoim miejscu w kamizelce taktycznej dodatkowo przypiete karabinczykiem. Tym razem na tak spokojny spacer nie zabieralem kamizelki.

Nastepnego dnia, rano, gdy chciałem kontynuowac prace na komputerze zorientowalem się, ze zgubilem odbiornik. Rozpoczely się poszukiwania. Odtworzylem dwukrotnie wszystkie swoje kroki po momencie, gdy ostatni raz widzialem odbiornik GPS. Niestety nie przyniosly one zadowalajacych efektow. Najprawdopodobniej odbiornik wypadl mi z kieszeni gdzies na terenie budowy, gdzie blotko sięga momentami do polowy lydki. W takim przypadku odnalezienie GPSa jest malo realne. Kradziezy nie podejrzewam, ale wszystko jest mozliwe.
Blotko na placu budowy domkow.

Mimo wszystko poprosilem o zablokowanie mozliwosci odblokowania kolejnych map na tym urządzeniu (choc ma on juz ich sporo) oraz upublicznilem numer seryjny na wypadek, gdyby pojawił się ponownie w obiegu:

Garmin GPSMap 60 CS
SN 51433975


Ogolnie ten tydzien przyniosl mi wiele strat, ale moze w przyszlym roku bedzie lepiej.

PS. Przy okazji mialem mozliwosc sprawdzenia nowych bucikow, o ktorych wspominałem 30 listopada 2007. Sprawdzily się doskonale i jestem z nich bardzo zadowolony.

Komentarze: (2)

9 grudnia 2007
W sobote wczesnym rankiem mialem jechac do Krakowa, ale plany ulegly zmianie. Zamiast do Krakowa wyjechałem troche pozniej do Rzeszowa, ktory tez był w planie tego tournée. W niedziele odbywalo się Walne Zgromadzenie Czlonkow Stowarzyszenia Cywilnych Zespolow Ratowniczych z Psami STORAT w Rzeszowie. Podsumowanie kolejnego roku dzialalnosci, raporty, nominacje dla kolejnych czlonkow zwyczajnych, podziekowania i wiele dyskusji. Wspominalismy tez niektore akcje poszukiwawcze i planowalismy przyszlosc Stowarzyszenia.

Warto wspomniec tez o snie jaki mialem spiac w Rzeszowie z soboty na niedziele. Snilo mi się, iz siędze w miejscu tylnej szyby autobusu, tylem do kierunku jazdy i widze to co się dzieje za nim na drodze. Z bocznej uliczki widzialem wyjezdzajacy samochod osobowy prowadzony przez pijanego kierowce. Obok niego siędzial rownie pijany pasazer. Po kilku probach utrzymania pojazdu na swoim pasię ruchu samochod uderza w autobus (z ktorego ja obserwuje cala sytuacje) i zjezdza do rowu. Wtedy się obudzilem. Nie był to jednak zwykly sen i juz w nocy czulem, ze cos z nim jest nie tak. Chwile się meczylem, gdyz nie moglem ponownie zasnac.

Poznym niedzielnym popoludniem wyjechałem z Rzeszowa w kierunku Sanoka, az do Steznicy w Bieszczadach. Ogolnie warunki drogowe były bardzo dobre, suchy asfalt choc juz wczesniej robi się ciemno. W myśląch ciagle krazyl mi sen z ostatniej nocy, wiec staralem się jechac ostroznie. Zaraz za miejscowoscia Domaradz na drodze krajowej nr 9 pojawia się znak ograniczenia predkosci do 70 km/h i ostrzega przed sliska nawierzchnia. Zwolnilem wiec do 70. Droga zaczyna schodzic w dol, ku rzece i zakretowi w prawo. Stwierdzilem, ze na tym zjezdzie za bardzo się rozpedzilem i naciskam hamulec, aby zwolnic zanim wejde w zakret. Ku mojemu zaskoczeniu efekt hamowania jest znikomy, a samochod zaczyna obracac w prawo (tyl ucieka w lewo). Probowalem kontrowac kierownica, ale reszta spraw potoczyla się strasznie szybko. Tak sobie teraz mysle, ze pewnie instynktownie wciskalem mocniej hamulec. W zakret wszedlem bokiem, zawadzajac po chwili przednimi kolami o pobocze, co sciagnelo moj samochod do pobliskiego rowu i przyspieszylo jego obrot. Tak naprawde ostatnia rzecza w calym tym zajsciu jaka widzialem był moment wjechania na pobocze i fala wody jaka zalala samochod.

No dobra... wpadlem w poslizg, skonczylem w rowie. Stoje juz w miejscu, nic mnie nie boli, hmmm moze jestem w szoku. Wylaczam silnik i probuje wyjsc. Od strony kierowcy nie dam rady, bo nasyp blokuje drzwi. Od strony pasazera, otwieram drzwi, wspinam się do stojacych juz ludzi. Wysiadam. Nawierzchnia bardzo sliska. No tak... samochod obrocony o 180 stopni do kierunku jazdy. Przednie prawe kolo na poboczu. Tylne lewe na nasypie po drugiej stronie rowu. Lewy przod opadl glebiej do rowu, co podnioslo prawy tyl i ukazalo podwozie. Otwieram bagaznik i wyciagam trojkat ostrzegawczy, latarke czolowa. W tym momencie slysze, ze droga juz jest zabezpieczona przez inne pojazdy na awaryjnych, a ja to chyba przygotowany jestem na takie akcje, skoro jezdze z czolowka w czerwonym polarze.

Potem to juz tylko walka z wyciagnieciem samochodu z tego rowu, odholowaniem na pobliski parking w Domaradzu i ocena szkod. Przy wyciaganiu pomogli mi ludzie wracajacy z nart Nissanem Navara. Po ogledzinach stwierdzamy, ze nic powaznego się nie uszkodzilo i samochod nadaje się do jazdy. Na tym parkingu spedzilem ponad polgodziny, probujac się uspokoic i umyc samochod oraz poprzykrecac to co się dalo. Okazalo się, ze oblodzony był jedynie ten zakret (na długosci okolo 200 metrow). Do celu podrozy docieram okolo polnocy.
Mialem napisac jeszcze wnioski z tej przygody, ale jestem juz zmeczony. Poza tym zostawie Wam pole do komentowania i dyskusji.

Komentarze: (6)