Galka.MountLab.net
Poligon doświadczalny Damiana Gałki.

Strona główna

31 maja 2008
W niedziele, 25 maja, po dluzszej ponad 1,5 rocznej przerwie wyciagnalem swoj rower. Wyczyscilem, nasmarowalem i wybralem się na przejazdzke. Poczatkowo drogami rowerowymi w miescie, potem juz lesnymi sciezkami rowerowymi, aby ostatecznie wyladowac na swojej dzialce. Balem się forsowac swoj organizm na jakies dluzsze wypady, wiec tylko taka mala trasa na rozgrzewke.

Strasznie zadowolony byłem z podjecia takiej decyzji i mialem nadzieje, ze uda mi się w ciagu tygodnia wiecej pojezdzic. Niestety caly tydzien spedzilem przed komputerem pracujac po dwanascie godzin. Tak naprawde od niedzieli, poza sporadycznymi dojazdami samochodem do biura, nie wyszedlem na swieze powietrze, az do czwartku. Tragedia.

Caly ten czas poza normalnymi, dywanowymi obowiazkami, spedzilem na dopracowywaniu szczegolow powstającej witryny internetowej gospodarstwa w Bieszczadach. Ci, ktorzy sledza te stronke od jakiegos czasu, wiedza o czym pisze w tym momencie. Nie bede się o tym rozpisywal, a wspomne jedynie, iz historia lubi się powtarzac.

Piszac ta wiadomosc wspomnialem o calym procesię tworzenia tej witryny wytykajac sobie i innym liczne bledy. Przed chwilka jednak zrezygnowalem z tego opisu i usunalem ten fragment tresci. Doszedlem do wniosku, ze i tak to niczego nie zmieni, a mi wcale nie bedzie lzej jesli przeleje swoje mysli tutaj. Jesli koniecznie chcecie zobaczyc witryne w trakcie tworzenia i pracy na "zywym organizmie" wejdzcie na adres http://naturapark.eu.

Ze wzgledu na powyzsze historie bardzo chetnie korzystałem ze wszelkich zaproszen do spotkan ze znajomymi pod koniec tygodnia. W piątek spotkalem się z Marcinem i Olga, a w sobote dodatkowo z innymi: Karolina z Kuba, Przemek, Rafal. Bardzo dziekuje za mile spotkania, pogaduchy i wyklady ;)

W piątek wybralem się ponownie na przejazdzke rowerem. Tym razem, glownym celem było zebranie sladow ze wszystkich sciezek rowerowych w Belchatowie i okolicach. Na szczescie nie dalem rady objechac ich wszystkich. Slady zbieralem w celu aktualizacji mapek do naszych Garminow. Przy okazji testowalem nowa zabawke Rino 530HCx i porownywalem (niezbyt rzetelnie) do uzywanego do tej pory GPSMap 60CS. Odwiedzilem tez jeden z bunkrow w okolicy Olesnika (z umownie nadanym numerem 16), ktory ostatnio zostal oczyszczony, a jego okolica przygotowana zgodnie z instrukcja saperska jaka kiedys czytalem. Musze przyznac, iz nie wiem kto to zrobil, ale idea i efekt prac jest bardzo dobry. Niestety podczas jazdy przebilem sobie opone w rowerze, o czym dowiedzialem się dopiero w sobote rano, gdy chciałem wybrac się na kolejne zbieranie sladow.

Komentarze: (0)

24 maja 2008
W poniedzialek, 19 maja, rozpoczalem kolejny cykl wizyt u lekarzy. Od dawna meczy mnie dziwny kaszel, ktorego wiekszosc lekarzy nie potrafila zdiagnozowac i wyjasnic. Sprawa jest o tyle dziwna, iz nie jest to spowodowane jakims typowym bolem gardla jak w przypadku przeziebien, anginy, itp. Nic mnie nie drapie, nie boli, ale odczuwam dziwne dusznosci, tak jakby ciagle ktos mnie dusil.

Przy okazji tej wizyty sprawe poruszylem ponownie i powstała nowa teoria, ktora najblizsze badania maja potwierdzic (lub nie). Teoria ta mowi, iz najprawdopodobniej dotknela mnie choroba zawodowa nauczycieli - ciagle zapalenie krtani. Kilkaset minut rozmow telefonicznych miesięcznie, ktore w polaczeniu z zapylonym i zadymionym biurem czy mieszkaniem nie pozwala na jej wyleczenie. W sumie do tej pory nie odczuwalem tego, iz za duzo rozmawiam czy przebywam w jakims strasznie zadymionym czy pylkopelnym srodowisku. LOL właśnie wymyslilem nowe slowo, ktorego pewnie nie ma w slownikach.

Mimo tego zdecydowalem się w srode wieczorem pojechac wraz z zaprzyjazniona firma do Niemiec na targi Inter zoo w Norymberdze. Trase pokonalismy wyjatkowo szybko. Na miejscu tez spodziewalem się wiecej rozmow, ale nie było tak zle. Mam tez cicha nadzieje, iz zlozone slowne obietnice zostana dotrzymane przez kontrahentow.

Dla mnie osobiscie jest to ciekawe doswiadczenie. Moge na chwile odskoczyc od tematu dywanow, poznac inna branze, jej specyfike. Ciekawostka sa zebrane opinie o sytuacji na rynku, ktore ku mojemu zdziwieniu sa bardzo zblizone do rynku pokryc podlogowych. Poza tym jest to wspaniala okazja do poznania interesujacych osob, firm i pewnych pomyslow na rozwiązanie problemow. Wierze, iz przy odrobinie checi wiele z poznanych rozwiązan mozna wdrozyc u siębie i nasladowac dobre wzorce.

W srode, tuz przed wyjazdem do Niemiec spotkalem się z Leszkiem Ratajczakiem (GPS Maniak) w Radomsku. Poza mila rozmowa, w polowie jego drogi do Leska odebralem odbiornik GPS polaczony z krotkofalowka. Jest to Garmin Rino 530HCx oraz kolejna krotkofalowka Midlanda, ktora dostałem jako bonus. Bardzo dziekuje zarowno Kubie, jak i Leszkowi za wspanialy sprzet. Nie mialem jeszcze okazji skrupulatnie przerobic instrukcji obslugi, czy pobawic się tym sprzetem w terenie, ale sadze, ze jest to juz kwestia kilku godzin.

W piątek, 23 maja, spotkalem się z Agnieszka, Marcinem i Gosia Skrzypinskimi. Troche posiędzielismy u ich rodzicow w mieszkanku, skad nastepnie udalismy się do Fenixa na wspolna pizze. Bardzo mile spedzone na rozmowach popoludnie i wieczor.

Komentarze: (0)

16 maja 2008
Dzisiaj, w piątek, przyjechal do nas znajomy z Turcji. Firat kiedys pracowal w firmie Kartal Carpets, z ktora ciagle wspolpracujemy i był tam osoba pierwszego kontaktu, gdy z nimi rozmawialismy. To on posciagal do tej firmy swoich kolegow ze studiow, natomiast kilka lat temu z jakis powodow zmienil pracodawce i przeszedl do innej, zdecydowanie mniejszej firmy, gdy jego koledzy zostali w Kartal Carpets. Firat pracuje nadal w tej samej branzy i ma te same obowiazki.

Ponieważ od kilku dni przebywal w Polsce, zadzwonil i spytal się czy mielibysmy ochote na spotkanie z nim. Ze wzgledu na wieloletnia wspolprace i relacje pomiedzy nim i nasza firma bez zawahania odpowiedzielismy, iz bardzo chetnie. Jest to rowniez wspaniala okazja dla obu stron, aby poznac sytuacje na rynku producentow w Turcji, czy hurtownikow w Polsce.

Glownym celem wizyty Firata w Polsce była proba zebrania opinii i wybadania rynku popularnych ostatnio dywanow z długim wlosem, o wspolnej nazwie Shaggy. Ogolnie caly dzien uplynal na bardzo milych rozmowach nie tylko o branzy dywanowej. Firat odkad go znam interesowal się historia. Nawet tym razem przylecial z ksiazkami, do ktorych w wolnych chwilach chetnie sięgal. Podpieral się rowniez nimi opowiadajac mi po drodze o wspolnych dziejach Polski i Turcji. I nie chodzi o same wyczyny Sobieskiego i porazki m. in. Turkow pod Wiedniem.

Historia naszych krajow wielokrotnie się przeplatala. Firat opowiadal mi o tym jak doszukal się, iz jeden z najwiekszych poetow tureckich (Nazim Hikmet) ma Polskie korzenie. Jego pradziadek, Konstanty Borzecki, był jednym z uczestnikow powstania wielkopolskiego w 1848 roku czy pozniejszej rewolucji wegierskiej 1848-1849, po upadku ktorej wyemigrowal właśnie do Turcji.

Szperajac po internecie za zaslyszanymi w trakcie rozmowy nazwiskami natrafilem na kilka ciekawych artykulow. Chociazby na Wikipedii o starym i ciagle zywym przyslowiu:

Polak, Wegier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki.

Przyslowie polskie, ale rowniez i wegierskie.

Ewenement w skali calego Swiata. ?aden inny narod nie ma obecnie sladow podobnej zazylosci. Ale to juz inna historia, na inna wiadomosc...

Na zakonczenie wspomne jedynie o tym, iz tego samego dnia, po wielu miesiącach wspolnego zgrania terminow udalo mi się spotkac z Justyna i Bartkiem Kowalczykami. Odwiedzilem ich w nowo wyremontowanym mieszkaniu, ktore znalem do tej pory z innej strony. Mam nadzieje, ze szybko uda się Wam zrealizowac plany i dokonczyc prace.

Komentarze: (0)

12 maja 2008
Zaraz po weekendzie majowym spedzonym w Bieszczadach wybralem się w okolice Miedzyrzecza na spotkanie geocacherow. Plan zakladal nawet przez chwile jazde bezposrednia z Bieszczadow do lubuskiego, ale na szczescie zrobilem sobie jeszcze przerwe w polowie drogi i wyspalem się we wlasnym lozeczku.

Spotkanie poszukiwaczy skarbow XXI wieku zaproponowal Radek (ZYR) tworzac specjalna skrzynke spotkaniowa ani mru mru w serwisię opencaching.pl W ramach spotkania mielismy zaplanowane zwiedzanie Miedzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. Tak duzo jak tylko nam się uda. Jest to o tyle ciekawe, ze wybieralem się w to miejsce juz od ponad kilkunastu lat i ciagle brakowało tego czegos... motywatora. To spotkanie stalo się wspanialym pretekstem i tym razem nie odpuscilem, pojechalem.

Zakwaterowanie mielismy we wspanialym gospodarstwie agroturystycznym, Zlota Podkowa, w miejscowosci Wysoka. Gospodarstwo znajduje się w cichej i spokojnej wsi, nad brzegiem jeziora. Mielismy rowniez wlasny pomost, co w polaczeniu ze wspaniala pogoda jaka nam dopisala stanowilo wspaniala atrakcje.
Gospodarstwo agroturystyczne Zlota Podkowa.

Zwiedzanie obiektow zaczelismy juz pierwszej nocy... no czesc juz spala, ale byłi tacy, co nie mogli się tego doczekac, a sen ich jeszcze nie zmogl, w tym ja. Ponieważ od naszej kwaterki do najblizszego obiektu (PanzerWerk 775) mielismy zaledwie 400 metrow decyzja zapadla bardzo szybko.
Jedno z wejsc pulapek.

Zejscie na nizsza kondygnacje.



Ocenia się, iz ten obiekt zachowany jest w 85%. Faktycznie jest zniszczony. Weszlismy do niego przez tzw. wejścia pulapki, czyli korytarzami bez podlogi. Jeszcze nie doczytalem szczegolow dotyczacych takich wejsc w okresię prowadzenia dzialan wojennych, wiec nic wiecej o nich nie napisze. Na nizszych kondygnacjach latwo daje się zauwazyc wszechobecna woda, ktora z powodu zapewne zniszczen nie jest odprowadzana przez system kanalow jakie do tego celu zostaly wykonane. Nie znalezlismy rowniez przejścia do nizszych komor i ciagu komunikacyjnego.



Zalane woda korytarze nizszej kondygnacji.

Damian Magnoom Galka w swoich bojowych kaloszach.

Zalozylismy tutaj natomiast skrzynke geocache dla tych co lubia popluskac się w zalanych woda korytarzach. Oto link ZYR 143 - MRU Panzerwerk 775

Nastepnego dnia doszlismy do wniosku, ze nie ma roznicy czy zwiedza się te obiekty za dnia czy w nocy. Za kazdym razem jest tak samo ciemno, niebezpiecznie, a temperatura wewnatrz utrzymuje się na podobnym poziomie okolo 9 – 11 stopni Celsjusza. Rano zaczelismy zwiedzanie od Pz.W. 739, gdzie zarowno ZYR, jak i Snuffer (Kefir) zalozyli skrzynki. Skrzynka Kefira to MRU Panzerwerk 739 z tym, ze skrzynka Zyra pojawiła się tutaj kilka dni pozniej i jakies 40 metrow nizej. ZYR 150 - MRU panzerwerk 739 Taki maly haczyk dla poszukiwaczy.

Wybralismy się tez Pz.W. 741, ale po drodze musięlismy sforsowac rzeczke Jeziorna.
Przeprawa przez rzeke Jeziorna.

Tutaj Radek schowal kolejnego cache: ZYR 145 - MRU - panzerwerk 741 - Grabarz. Przy tym obiekcie dolaczyli do nas rowniez Mateusz i Ania (darkmoory).

Kolejny w tym dniu to Pz.W. 743 (lub 745 bo ten numer jest sporny). I wiecie co? Dziwna sprawa, bo tym razem nie zszedlem nizej. Ale jest tutaj cache, ktorego z czystym sumieniem moge poszukac w przyszlosci.

Kolejnym krokiem po zalozeniu tylu skrzynek była wyprawa na poszukiwania Jak się nazywam? w okolicach mostu obrotowego. Warto wspomniec o tym, iz Miedzyrzecki Rejon Umocniony to nie tylko zelbetowe konstrukcje, stalowe kopuly, podziemne korytarze z kolejka waskotorowa, wrecz podziemne miasta, ale rowniez caly system innych obiektow. W calym rejonie mozna znalezc wiele kanalow, zapor, tam, mostow, itp. obiektow, ktore tworzyly calosc w systemie obrony. Niemcy byłi przygotowani na zalanie dość sporej powierzchni woda i w oparciu o to i pobliska sięc rzek i jezior prowadzic wlasne dzialania obronne.
Most obrotowy - droga.

Most obrotowy, wejscie do sterowni.

Most obrotowy - trybiki.

Tego dnia zwiedzilismy tez bardzo ciekawe obiekty grupy warownej Schill. Sa to dwa duze bunkry polaczone ze soba korytarzami podziemnymi, ale calkowicie niezalezne i odciete od ciagow komunikacyjnych pozostalej linii umocnien MRU. Tutaj tez podzielilismy się juz na dwie mniejsze grupy.

Nastepnie wraz z Przemkiem udalem się na zakupy do Miedzyrzecza, a reszta ekipy na zwiedzanie kolejnej grupy umocnien zwanej Yorck. Niestety mimo podanych koordynatow (na 724), ale bez dobrych map terenu nie potrafilismy szybko i sprawnie dostac się we wskazane miejsce spotkania z reszta grupy. Probowalismy z kilku roznych stron i zazwyczaj w odleglosci 500 – 300 metrow dochodzilismy do wniosku, ze blizej samochodem nie da się dojechac. Wiedzielismy, ze reszta zaparkowala przy samym obiekcie. Nawet postanowilismy dojsc do nich na pieszo, ale w polowie drogi kontrola czasu i decyzja o powrocie na zaplanowana kolacje.

W drodze powrotnej do samochodu natknelismy się troche przez przypadek na inny obiekt tej samej grupy oznaczony numerem 726.
Stalowa kopula.

Wyjscie ewakuacyjne.

W sobote dla mnie ogolnie lenistwo, ale rowniez zwiedzanie tyle, ze delikatniejsze. Wieksza czesc naszej grupy postanowila wrocic do jednego z obiektow zwiedzanych dzien wczesniej, gdzie istnieje mozliwosc zejścia do glownych ciagow komunikacyjnych. Niektorzy wedrowali tymi korytarzami ponad 8 godzin i jak sami potem stwierdzili, w pewnym momencie stalo się to juz strasznie meczace.

Po poludniu udalismy się z Ania i Mateuszem na zlot pojazdow militarnych i imprezy towarzyszace w pobliskim Boryszynie. Dość ciekawa impreza, ale weszlismy juz po glownej atrakcji, czyli inscenizacji bitwy. Nawet przeszlismy przez przypadek przez pole minowe. Poza ogromnymi miejscami kempingowymi, scena i trwajacym koncertem oraz sprzetem i pojazdami militarnymi na jednym z pol urządzono tor dla samochodow terenowych. Jak widac nie tylko terenowych, ale mimo wszystko sprawiajacy wiele frajdy.
Zlot Pojazdow Militarnych zdjecie 1.

Zlot Pojazdow Militarnych zdjecie 2.

Zlot Pojazdow Militarnych zdjecie 3.

Zlot Pojazdow Militarnych zdjecie 4.

Zlot Pojazdow Militarnych zdjecie 5.

W niedziele rano, ostatniego dnia pobytu, umowieni byłismy w tym samym miejscu z przewodnikiem, ktory oprowadzil nas po tzw. Petli Boryszynskiej. Goraco polecam takie zwiedzanie z kilku powodow. Przewodnik opowie Wam dokladnie o wielu szczegolach, historii, samych konstrukcjach i przygodach zwiazanych z MRU. Trasy turystyczne sa bezpieczne i poza zbladzeniem w labiryncie korytarzy jesli się odlaczycie od grupy nic Wam nie powinno grozic.

Zwiedzanie obiektow w sposob jaki my to zrobilismy jest niebezpieczne i nikomu tego nie polecam!
Do miejsca smierci 17 letniej Agnieszki.

Komentarze: (1)

7 maja 2008
Po tygodniu spedzonym w lozku i na kuracji domowymi metodami zebralem się w koncu i wyruszylem w Bieszczady do Wolosatego na długi weekend majowy. Wyjazd poczatkowo planowalem na 30 kwietnia, jednak ostatecznie wyruszylem dopiero 2 maja. Moze to i dobrze, bo udalo mi się ominac wzmozony ruch na drogach.

To co zobaczylem na miejscu w Wolosatem troche mnie przerazilo. Miejsce, ktore do tej pory traktowalem jako ostoje ciszy i spokoju, ostatnie wrota cywilizacji na wschodniej granicy, tuz przed wspanialymi i dzikimi Bieszczadami pelne było samochodow i tlumow ludzi. Wejscie na Tarnice odbywalo się tak jak w zadeptanych Tatrach, czyli gesięgo. Chwilke mi zajelo przyzwyczajenie się do zaistnialej sytuacji, ktora jakze odbiegala od moich wizyt w gorach.

2 maja moja Magda miala urodziny. Mialem cicha nadzieje, ze dostanie jednak wolne w tym dniu i bedziemy mogli spedzic ze soba wiecej czasu. Niestety jej szefostwo na to nie pozwolilo. Mimo wszystko i tak bardzo mile spedzilismy ten weekend. Madziu jeszcze raz, choc zdecydowanie krocej: Wszystkiego najlepszego!

W niedziele (4 maja) wybralem się w okolice Steznicy do gospodarstwa i nowo powstałego osrodka rekreacyjno-wypoczynkowego w Bieszczadach. Tutaj spotkalem się z szefostwem, innymi pracownikami i znajomymi. Wiekszosc gosci z osrodka juz wyjechala. Ciekawe czy im się podobalo? Wracalem przez Soline, gdzie rowniez spotkalem się z Tomkiem, Mariola, Dominika i Agnieszka.

W drodze powrotnej do Wolosatego zgubilem kolpak w swoim samochodzie. Moze nie wytrzymal jazdy po czasami dziurawych drogach, albo zaczepom zaszkodzil chrzest mojego bolida na przeprawach w brod pomiedzy Baligrodem a Wolkowyja. Mimo wszystko samochodzik na przeprawach się sprawdzil, a kolpak odpadl kilkadziesiat kilometrow dalej. Przynajmniej wydaje mi się, ze wtedy go slyszalem.

Pogoda nie rozpieszczala nas przez te kilka dni, a tlumy ludzi na szlakach skutecznie odstraszaly mnie od wedrowek. Dopiero w poniedzialek 5 maja na spotkaniu z GPS Maniakiem postanowilem wybrac się na szlak. Leszek jednak nie dal się namowic na wspolna wedrowke na Wielka Rawke. Co prawda 6 maja rozpoczelismy razem na tym samym parkingu na Przeleczy Wyznianskiej, ale rozeszlismy się w przeciwne strony. Leszek poszedl na Polonine Carynska, a ja na Wielka Rawke. Po drodze spotkalem kilku innych turystow, a w pewnym momencie uslyszalem pytanie czy nie boje się wedrowac samotnie po gorach. Bez zastanowienia odpowiedzialem, ze nie bo nie wedruje samotnie. Caly czas mam lacznosc radiowa z kolega wchodzacym na Carynska. Wtedy uswiadomilem sobie jak wspaniale technika wspiera nas w takich sytuacjach.

Ponownie zachorowalem na odbiornik GPS z serii Rino, ktory polaczony jest z krotkofalowka. Poza normalnym korzystaniem z GPSa i komunikacji krotkofalarskiej istnieje mozliwosc wysylania informacji (czy odpytywania) o wlasnej pozycji, rowniez wymiana waypointow. Poza tym po chorobie i ostatniej przerwie w ruchu strasznie odczulem brak kondycji, a Leszek motywowal mnie do dalszej wspinaczki. Tym bardziej, ze z Poloniny Carynskiej mogl przez lornetke sledzic moje zmagania. Dzieki lacznosci raportowal mi rowniez o warunkach pogodowych i sytuacji przede mna. Za co dziekuje!

Podsumowujac weekend był bardzo udany, choc faktycznie malo wedrowalem po gorach. Zaliczylem tez jeden z punktow osnowy geodezyjnej pierwszego rzedu na Wielkiej Rawce.

Komentarze: (0)